Zakochałam się (On też się zakochał) był ślub i wesele, zaczęło się wspólne życie. Wszystko się dobrze układa, docieramy się, nie raz kłócimy, ale bardzo się kochamy. I nagle, ni stąd nie zowąd, pojawia się w nas chęć powiększenia rodziny, zaczynamy pragnąć aby dziecko pojawiło się tak cudownie jak nasza miłość. I czasem zdarza się, że do tego czasu jest cudownie, a potem…
No właśnie co potem?
W cyklu „refleksje bezdzietnej matki” przedstawię Państwu własne doświadczenia, przemyślenia, czasem poparte fachową literaturą, związane ze staraniem się o dziecko, z bezdzietnością i tłumaczeniem zatroskanemu otoczeniu czemu ciągle nie mamy dzieci.
W pierwszej osłonie opiszę jak radzić sobie i jak odpowiadać na zapytania i komentarze o brak dzieci.
Każda para, której nie udaje się począć i urodzić dziecka, prędzej czy później spotyka się z takimi pytaniami. Rodzina najbliższa i ta dalsza, znajomi, a nawet sąsiedzi pytają o to kiedy będą dzieci lub czemu ich jeszcze nie ma. Pytania przybierają różną formę, od troskliwego pytania mamy: Córciu, Synu może byście się przebadali, a kiedy będziemy mogli cieszyć się wnukiem?
Podczas każdej okazji: świąt, urodzin, rodzina życzy: zdrowia, szczęścia i w końcu dzieci. Brzmi znajomo? Albo wprost od bardziej gruboskórych osób: tyle lat po ślubie i nie macie dzieci, już chyba najwyższa pora postarać się o dziecko?
Kiedy młode małżeństwo jeszcze nie podjęło decyzji o dzieciach łatwiej potrafi wybrnąć z sytuacji, czasem wprost powiedzieć, że się nie spieszą, że nie mają dzieci ze względu na problemy mieszkaniowe, finansowe, zdrowotne, zawodowe, albo po prostu jeszcze chcą być tylko we dwoje, nacieszyć się sobą, skończyć szkołę, znaleźć pracę, potrafią odpowiedzieć wprost z jakiego powodu nie mają dzieci. Wtedy takie pytania mogą irytować, denerwować wywoływać złość, że ciągle ktoś interesuje się naszym pożyciem i zagląda do łóżka. Przykładów odpowiedzi jest wiele w zależności od naszej wrażliwości i charakteru (bo osoby bardziej odważne, mające silniejszą wolę będą odpowiadały bardziej dosadnie, w czuły punkt rozmówcy): „dziękujemy za zainteresowanie, damy wam na pewno znać jeśli się coś zmieni w tym temacie”, „bylibyśmy wdzięczni gdybyście uszanowali nasza prywatność”, dla odważnych: „czekamy, aż dorobisz się majątku, żebyś mógł zostać chrzestnym”.
Sytuacja nieco się zmienia, kiedy para stara się o dziecko, podjęła odpowiednie kroki być może się leczy, wtedy te pytania stają się trudne, wręcz obraźliwe. I co najbardziej zaskakujące, kiedy małżonkowie starają się o dziecko tracą zdolność udzielania wymijającej odpowiedzi.
Czasem pojawia się myślenie, że wstyd nie mieć dzieci, przecież jesteśmy już kilka lat po ślubie, przecież się staramy o dziecko, nie raz byliśmy u lekarza, łykamy witaminy i nic. Sama miałam takie myślenie, że ktoś pomyśli, że jestem oziębła, samolubna bo nie mam dzieci. Wtedy na pytania znajomych o to dlaczego nie mamy dzieci, udzielałam odpowiedzi wymijającej: „tak się jakoś złożyło” lub „jak będzie to będzie”. Dobrze rozegranie takiej odpowiedzi może trwać dłuższy czas, ale i ona kiedyś przestanie zadowalać otoczenie. Niestety pytania pojawiają się znowu, stroskana rodzina i przyjaciele, którym nie raz ciężko jest zwierzyć się przecież z takiego dramatu jaki dopada ludzi, a mianowicie bezdzietność. Czasem nasze rozterki są tak ogromne, a nasze emocje się w nas kłębią, że trudno to wyrazić słowami. Czasem boimy się niezrozumienia, albo tak zwanych „dobrych rad”.
Ja sama najpierw tłumaczyłam się, że czekamy, potem, że nam nie wychodzi, a w końcu, że straciliśmy dzieci: Pierwsze, Drugie, Trzecie. Nasz ogromny, nie do wypowiedzenia ból, rozpacz… poczucie porażki, straty. Jakby serce pękło. Smutek i żal naszej rodziny i przyjaciół, którzy przecież nam kibicowali, wspierali i bali się tak samo jak my. Ale pytania pozostały. Wtedy tak bolesne jak nóż prosto w krwawiące serce.
Wydaje się, że tajemnica tkwi w tym, żeby mieć odwagę powiedzieć to co się myśli, w sposób łagodny, delikatny, kulturalny, ale zgodnie z własnym sumieniem. Może to być najtrudniejsze, ale uczmy się mówić wprost, że nie życzymy sobie pytań na ten temat, albo, że jest to nasza prywatna sprawa i nie chcemy o tym opowiadać, albo, że kiedy będziemy gotowi lub będziemy potrzebowali rady zwrócimy się o nią. Ostatecznie można spróbować sarkazmu, zawsze to jakieś wyjście. Czego w tej sytuacji możemy być pewni to tego, że pytania już się nie pojawią. Za to jedna dalsza ciotka lub sąsiadka z drugą bardzo chętnie nawzajem sobie powiedzą co myślą o tobie, współmałżonku, rodzicach, dziadkach, jak się zapędzą to nawet do siódmego pokolenia.
Ale w takich sytuacjach istotniejsze jest nasze samopoczucie i nasz komfort. Mamy prawo domagać się szacunku i odrobiny empatii, mówimy wprost czego chcemy, mówmy czy chcemy o naszej dzietności i bezdzietności rozmawiać, czy nie chcemy, albo że jeszcze nie jesteśmy gotowi na rozmowę.
Są jednak takie komentarze, które mnie osobiście doprowadzają do szału, wtedy najczęściej nie wiem czy się śmiać, czy płakać, czy uciekać, czy może lepiej bić i patrzyć czy równo puchnie, bo do chamstwa słów mi brakuje: „każda kobieta chce mieć dzieci, jeszcze zmienicie zdanie, musicie gdzieś wyjechać, to na pewno przyjedziecie z dzieckiem”. Kiedy straciłam pierwsze dziecko usłyszałam: na pewno jeszcze będziecie mieli dzieci, na tak wczesnym etapie to lepiej niż jakby dziecko było większe. Zapewnienia „proroków” o tym, że jeszcze będę miała dzieci skończyły się po trzecim poronieniu.
Należy też samemu zadać sobie pytanie dlaczego ktoś o to pyta? Rodzina i przyjaciele pewnie z troski, może współczucia. Być może sąsiedzi pytają z ciekawości, choć to nieładne i może to nawet denerwować, to kto czasem tak nie ma? Rodzice i Teściowie pytają z troski, chcą dobrze i chcą mieć wnuka, trudno mieć do nich o to pretensje. Można też najbliższych wprowadzić w swoje plany, być może zwierzyć się z trudności. Dalszą rodzinę prosić zrozumienie, o brak pytań i komentarzy. Być może ktoś pyta, bo sam ma problem i chce wywołać rozmowę, bo nie ma się komu zwierzyć.
Być może jesteśmy osobami, które zadają takie niedyskretne pytania o dzieci, pamiętajmy, że to nie jest na miejscu, nie mówmy tego, jeśli sami nie chcemy takich pytań słyszeć. Dobrze wiemy, że słowa mogą ranić, nawet bardzo. Jeśli ktoś nie zwierza się sam, my też nie pytajmy, możemy mieć nadzieję, że wtedy te osoby też nas o to nie zapytają, nie skomentują. Poczekajmy, aż ktoś sam zacznie mówić, wtedy wysłuchajmy, zapewnijmy dyskrecję i wsparcie. I na pewno nie dawajmy dobrych rad! To chyba najgorsze co możemy zrobić, dawać rady komuś kto ich nie chce, komu w głowie mogą zamieszać. Żadnych lekarzy, którzy pomogli znajomej, żadnych ziół i witamin, które zdziałają cuda. Zwłaszcza jeśli rozmawiamy z osobami, które straciły dzieci.
Kiedy mi ktoś mówił, że jeszcze będę miała dziecko, z jednej strony byłam zła, bo nikt już nie pamiętał o tym dziecku które umarło, a z drugiej chciałam w to wierzyć, jak w zmartwychwstanie. Przecież tak pragnęłam dziecka. Ale zastanówmy się, to jak danie komuś obietnicy bez pokrycia, nie jesteśmy w stanie być tego pewni. Bierzmy odpowiedzialność za własne słowa! Wiemy doskonale, że nie wolno komuś mówić wprost, że źle wygląda, że ma brzydkie znamię na twarzy, albo krzywy nos. Nikomu nie mówimy, że jest głupi, albo beznadziejny, wiemy że takie komentarze ranią do żywego. Wiemy, żeby nikomu nie obiecywać gruszek na wierzbie (chyba, że pracujemy w reklamie lub polityce), a tak łatwo nam przychodzi obiecywanie komuś upragnionego dziecka. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć co przyniesie następny dzień, nawet nie wiemy co nam przyniesie życie.
Następnym razem zapraszam na tekst dotyczący zachowania wobec osób, które straciły dzieci, jak i kilka wskazówek czego możemy oczekiwać od najbliższych po stracie dzieci.
Izabela Ślązok
mgr pedagogiki resocjalizacyjnej i pracy socjalnej